czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozejrzyj się wokoło.

Tak. Nadszedł ten dzień. Pasio rezygnuje z lalkowego wpisu na rzecz marudzenia o życiu, świecie i sobie samej. Tak więc... zacznijmy moją wypowiedź.

Tytuł posta "Rozejrzyj się wokoło" nie wziął się z nikąd. Chodzi mi o to, że w dzisiejszym świecie ludzie zapominają o otoczeniu i widzą tylko czubek własnego nosa. Czują tylko własne uczucia i słyszą tylko własne myśli. Dążą tylko do własnego szczęścia i pragną tylko dla siebie. Co gorsza , mam wrażenie, że ja też taka jestem. Może nie w takim stopniu jak większość społeczeństwa, ale jednak. Często ignoruję czyjąś krzywdę i jestem obojętna na czyjeś problemy. Potem przychodzę do domu i jest mi głupio, że nie pomogłam. Większość ludzi robi to samo. ale potem nie żałuje. A czasem trzeba. Wyobraźmy sobie taką sytuację, której główną bohaterką będzie Kasia:
Idę przez szkolny korytarz i widzę Kasię, która siedzi w kącie i płacze. Ignoruję ją, bo nie obchodzą mnie jej problemy. Idę do domu, jest wszystko dobrze. Następnego dnia rano tejże Kasi nie ma w szkole. Na pierwszej lekcji przychodzi wychowawczyni mojej klasy i mówi, że Kasia popełniła samobójstwo. 
I kto się teraz czuje najbardziej winny? Ja, bo przecież mogłam podejść, zapytać czemu płacze i jakoś pocieszyć. Fakt, zawsze można pomyśleć, że przecież ktoś inny mógł się nią zainteresować.Ale jak mówi bardzo mądre porzekadło "Umiesz liczyć? Licz na siebie" Ja osobiście nie mogłabym żyć ze świadomością, że ktoś popełnił samobójstwo a ja - chociaż mogłam go przed tym uchronić - nie zrobiłam nic.

*W tej chwili dzwoni mój telefon. ZOSTAŁAM CIOCIĄ!!!!!!!!! AAAAA!!!!! :D :D :D ^.^ :3 Ok, wracamy do tematu wpisu*

Kolejna sytuacja:
Siedzę w szkole na ławce i płaczę. Przechodzi obok mnie jakaś koleżanka. Nie zwraca na mnie uwagi.
Jak ja się czuję? Kiepsko. Bardzo kiepsko.

Teraz przytoczę sytuację prawdziwą. Wziętą z mojego życia.
Szkoła podstawowa. 6 lat koszmaru. Od samego początku byłam prześladowana. Bez powodu. W klasie nikt mnie nie znał, więc nikt nie miał pojęcia o tym jaka jestem. Jednak moja "kochana" klasa upatrzyła sobie we mnie ofiarę. Na początku myślałam, że im przejdzie, że im się znudzi. Ale nie. Z każdym rokiem wyzwiska były coraz gorsze i coraz dotkliwsze. Wracałam do domu, rzucałam plecak i kładłam się do łóżka płacząc. Tak, miałam wtedy myśli samobójcze. Ale na szczęście się nie poddałam i jestem z tego teraz bardzo zadowolona. Minęło 6 lat. Przez cały ten czas byłam wyzywana, poniżana itp. Miałam tylko jedną przyjaciółkę, której również dokuczali. Potem (koło 4 klasy) Bóg się nade mną zlitował. Kilka dziewczyn z klasy przeprosiło mnie i stałyśmy się koleżankami. Jedna z nich później została moją przyjaciółką, z którą przyjaźnię się do teraz. Wyczekałam do szóstej klasy. Na początku myślałam, że pójdę do szkoły tam, gdzie moje koleżanki. Jednak w końcu zdecydowałam się na szkołę na drugim końcu miasta. To był przełom w moim życiu. Niecierpliwie czekałam na zakończenie roku. Ostatniego dnia ja i moje 5 koleżanek wypłakałyśmy swoje i pożegnałyśmy się. Ja szybko otarłam łzy i z uśmiechem na ustach wybiegłam ze szkoły krzycząc "Żegnajcie debile! Już was nigdy nie zobaczę!" Teraz jestem w klasie 1 gimnazjum. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się zmienić otoczenie. Do tego w międzyczasie doszła przeprowadzka, więc całkowicie odcięłam się od tamtych ludzi. Teraz mam cudowną klasę. Wiadomo, czasem się kłócimy, ale ogólnie jest dobrze.
Z tej historii wynika klika morałów.
-By kogoś prześladować nie trzeba mieć powodów.
-Wytrwałość się opłaca.
-Ludzie się zmieniają.
Chcę jeszcze dopisać, że moja dawna klasa była dokładnie taka jak opisana wyżej większość społeczeństwa. Mieli gdzieś to, co ja czułam. Obchodziło ich tylko to jak oni się czuli kolejny raz doprowadzając mnie do płaczu. Potem się na to uodporniłam. Nie płakałam już przy nich, bo wiedziałam, że to daje im podwójną satysfakcję i motywuje do dalszego dołowania mnie.

Ok. Post z serii "Z pamiętnika nastoletniej marudy" zaliczony. Zapraszam na pingerka i na pozostałe blogspoty. 

Bye ;* 

1 komentarz: